Damska torebka… Ktoś kiedyś powiedział, że jest jak Google. Możemy znaleźć w niej wszystko, tylko czas wyszukiwania jest nieco dłuższy. Ale pomyślcie sobie, ilekroć potrzebowałam poprawić makijaż, wystarczyło sięgnąć do torebki. Szminka, puder, tusz do rzęs… Choć przyznam, że czasem przydałoby im się wszystkim założyć nadajniki GPS. W ogóle to powinna być jakaś mapa czy coś.
Tak a propos tego makijażu… To chyba rzeczywiście szybciej byłoby wrócić do domu i machnąć na szybko jakąś tapetę niż szukać przez godzinę kosmetyków w torebce. Bo jak wiecie, damska torebka ma warstwy – jak ogr. Zanim się przez nie przebijesz, minie trochę czasu (albo trochę więcej). Warstwa paragonów z całego roku, warstwa zużytych chusteczek higienicznych. Potem jeszcze warstwa niezużytych co prawda, ale też nie pierwszej świeżości podpasek. Jakieś stare plastry na odciski. Później jest dopiero warstwa kosmetyków. Ale na tym się to nie kończy! Bo najgłębiej są wszystkie najcenniejsze rzeczy! Klucze, telefon (dlatego do kobiety musisz dzwonić 2 razy), pieniądze…
Z tymi pieniędzmi w torebce to rzeczywiście jest problem. Pewnego razu byłam z panem Kupą na zakupach. Wiecie, taka szybka rundka po markecie. Nic wielkiego, kilka produktów na kolację, żeby szybko ogarnąć jakieś spaghetti. Pech chciał, że pan Kupa zapomniał portfela. Wiecie, pamięć już nie ta 😊 No więc musiałam zapłacić ja. Podchodzimy do kasy, pani kasuje wszystkie produkty, no i się zaczyna. Wyprawa w głąb torebki. Podróż na kraniec świata. Indiana Jones w dżungli… Zawsze obiecuje sobie, że będę wrzucać kasę do osobnej kieszeni, a i tak wszystko ląduje na dnie. O… jest jakaś złotówka. O… a kilka stopni prawo mamy 5 złotych. Kolejka za nami dość spora. Starsze babcie już gadają pod nosem. Słyszę jakieś westchnienie faceta: „Ehh, kobiety”. No co kobiety? Nie wiecie, że kto ma niepoukładane w torebce, ten ma poukładane w głowie? Po pół godziny szukania udało mi się jakoś wyskubać całą kasę. Chyba już więcej nie zrobię tutaj zakupów. Cały sklep patrzył na mnie spod byka. Jak się tu jeszcze zjawie, to chyba będą otwierać osobną kasę :D
Następnego dnia rano, ni z tego, ni z owego, pan Kupa podarował mi ślicznie zapakowane pudełko. Nie miałam urodzin, nawet imienin. O rocznicy nawet nie wspominam, bo i tak już mężulek o niej nie pamięta. Otwieram mały prezencik, a tu portfel! Taki piękny, z podobizną pana Kupy!
- Masz babo! Chowaj drobniaki i nie rób więcej wstydu!
W końcu dotrzymałam postanowienia i wrzucałam zawsze wszystkie drobniaki do portfela. A pan Kupa już nie stał zawstydzony obok mnie, bo czas płatności przy kasie skrócił się do 15 minut… Wiecie…Musiałam jeszcze znaleźć portfel 😊