Przed wiekami, obszar w Europie pomiędzy Renem a Odrą zamieszkiwały ludy pochodzenia skandynawskiego. Dokładne dane ich dotyczące pochodzą z początku I w.n.e. Pierwsze rejony przez nich zamieszkiwane, to wybrzeża Morza Północnego, a zatem miejsca, do których udało się im dopłynąć w pierwszej kolejności. Germanie, bo tak się lud ten nazywał, znani byli ze swej waleczności – nawet jeden z ich bogów nosił imię Wodan, czyli Gniew. Tak naprawdę jednak to nie nienawiścią, ale sprytem pokonali oni wrogów. Co jednak wspólnego z tym zwycięstwem mają kapcie Pana Kupy?
Waleczni Germanie
Sama nazwa „Germanie” w języku celtyckim oznaczała „ludzi wznoszących okrzyki wojenne”. Można zatem przypuszczać, że Germanie byli ludem wojowniczym, wygnanym z zamieszkiwanych przez nich ziem w wyniku sprzymierzenia się ich wrogów znużonych nieustannymi najazdami. Od nazwy tych prymitywnych ludów, centrum Europy zostało nazwane Germanią, ziemią Germanów.
O sile bojowego temperamentu Germanów mogły przekonać się także ludy Galii, osiadłe w pobliżu współczesnej Belgii. Niektóre z nich, szczególnie Eduowie i Sekwanowie, prowadziły ze sobą wojnę. Sekwanowie w obawie o to, że czeka ich zdecydowana klęska, zwrócili się o pomoc do największego i najbardziej okrutnego spośród ówczesnych wodzów germańskich – przywódcy ludu Swebów, Ariowista. Zgodził się bez wahania, bowiem dzięki temu miał niemal zagwarantowaną korzystną pozycję i mógł wyróżnić się spośród innych wodzów. Kiedy tylko pokonał Eduów, założył własne księstwo, zmuszając Helwetów do usunięcia się. Ci ostatni zwrócili się do Rzymian z prośbą o pozwolenie przejścia przez terytorium należące do ich imperium, czyli Galię Narbońską.
Na taką prośbę Cezar odpowiedział negatywnie, bowiem był przekonany, że stworzyłoby to zbyt korzystną sytuację dla Ariowista, zmierzającego do podboju Galii. Sprawę chciał uregulować drogą negocjacji, jednak otrzymał pełną pogardy odmowę od dumnego Sweba. Wojna była zatem nieunikniona i w 50 r.p.n.e. oba wojska starły się ze sobą, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę, choć ostatecznie dzięki fortelowi Cezara odniósł on zwycięstwo. Ta i kolejne klęski na polu walki wzbudziły w wojowniczych Germanach żądzę odwetu.
Przodkowie Pana Kupy
Wydaje się, że niepowodzenia wojenne ludu Germanów spowodowane były brakiem prawdziwego wodza, zdolnego i odważnego. Okazał się nim dość nieoczekiwanie przybyły z dalekich krain Pan Kupiński, przodek współczesnego Pana Kupy. Ten młodzieniec, doświadczony wcześniej w służbie Rzymskiej, znał wszystkie sposoby organizowania walki jak równy z równym – swoją strategię opierał na zasadach fair play. W lesie Teutoburskim, pomiędzy Lippe a Weser, rozegrał się końcowy akt klęski Rzymian w walkach z Germanami. Pan Kupiński zastosował niezwykle sprytny manewr i zaskoczywszy w lesie oddziały rzymskie, które tam stacjonowały, rozprawił się z wrogiem, każdemu z nich wręczając … kapcie. Wojsko zachwycone wygodnym obuwiem nie chciało już nawet patrzeć na zbroje i metalowe okucia do butów, nie mogąc się nadziwić, jak do tej pory dawali sobie radę z chodzeniem. Nawet nie pomyśleli, że mogliby znów wskoczyć na koń i walczyć w błocie, skoro dzięki kapciom atmosfera na polu bitwy zrobiła się iście domowa. Tęskniąc już za własnym łóżkiem i własną kobietą złożyli broń, oddając hołd Panu Kupińskiemu.
Po tym wydarzeniu ów sprytny młodzieniec został okrzyknięty bohaterem narodowym. Natychmiast też ogłoszono demobilizację, zaś każdy wierny służbie wojownik otrzymał, poza wynagrodzeniem, również wygodne kapcie dla siebie i dla rodziny.
-Eh, to były czasy – myślał niekiedy Pan Kupa wspominając historię swojego przodka i siedząc w wygodnym fotelu z filiżanką herbaty w dłoni. Wiedział jednak, że za nic by nie chciał wskoczyć na koń i ruszyć do walki. Przecież nie ma nic lepszego, niż modne kapcie Pana Kupy na nogach, piękna kobieta u boku i dwójka maluchów: córeczka Kupeczka i synek Kupinek. W obliczu takiego szczęścia nie żal jest nawet tych przygód i zachwytu w oczach kobiet…