Wtedy płynę, płynę… jak to śpiewała Beata Kozidrak. Ja też się rozpływam i płynę... Ponad 30 stopni to jednak nie na moje nerwy. Zawsze marzyło mi się takie super upalne lato. Wiecie, słońce praży, ja na plaży, Pan Kupa pluska się w wodzie z dzieciakami. Noo, można powiedzieć, że prawie się spełniło. Słońce co prawda praży, ale ja w pracy i Pan Kupa też w pracy. I teraz już nawet myśli o pięknych, piaszczystych plażach nie pomagają. Bo jak sobie pomyślę, że zanim tam bym dojechała, to rozpłynęłabym się w czeluściach dusznego samochodu, pociągu czy autobusu… Brrr… No więc siedzę w tej pracy i nic mi się nie chce. Przeglądam właśnie Facebooka (a właściwie „ogarniam social media”) w poszukiwaniu zdjęć termometrów. Bo jak zapewne wiecie, ludziom wydaje się, że inni nie mają termometru, więc muszą wszystkich poinformować, jak wysoka jest temperatura. Nie powiem, sprawia mi satysfakcję, jeśli okazuje się, że u kogoś jest jeszcze cieplej. Słyszałam, że według prawa pracownik psychiczny (no, ja właśnie taka trochę „psychiczna” jestem) może wyjść z pracy, jeśli temperatura przekracza 28 stopni, a pracodawca nie ma prawa wyciągnąć z tego konsekwencji. Taaa. Mamy tu 30 stopni. A teraz znajdźcie mi tego odważnego, co powie szanownemu szefowi, że wychodzi. Chętnie się przyłączę. Coś? Ktoś?
Pomyślałam, że skoro są takie upały, to może pojedziemy z mężem na basen. Ale nawet tego mi się nie chce. Jak myślę, że po pracy miałabym się gdziekolwiek ruszyć, jest mi jeszcze bardziej gorąco. Zanim dojechalibyśmy na basen naszym super samochodem bez klimatyzacji (bo Pan Kupa od miesiąca obiecuje, że nabije), to nasze koszulki będą już tak mokre, że nie będzie nam ten basen potrzebny. Już ostatnio musiałam kupować mężusiowi cały zestaw koszulek, bo w te upały zmienia je jak rękawiczki. Kilka razy dziennie! No i kupiłam, bawełniane i koniecznie białe, co by słońca nie przyciągały.
A teraz rozpłaszczyłam się na hamaku i wytapiam tłuszczyk. Skoro z powodu upałów nie mogę ćwiczyć z Chodakowską, to zrobię sobie darmową saunę. Ponoć też pomaga. Miałam wziąć się za obiad, ale spociłam się na samą myśl o tym dodatkowym źródle ciepła, więc wracając z pracy kupiłam lody. Dzieciaki nie narzekają. Tylko Pan Kupa coś marudził, że lodami się nie naje, więc kupiłam też zimne piwo. Już nie marudzi :D
A Wy jak radzicie sobie z upałami? Pijecie dużo wody, zmieniacie koszulki co 5 minut? A może chodzicie nago :D?
Pozdrawiam upalnie
Wasza Pani Kupa