Gdybym ze wszystkich możliwych świąt miała wybrać to jedno, wyjątkowe, ulubione… Co by to było? Urodziny? Nie sądzę! Wówczas patrzę w lustro i zamiast cieszyć się, że mogę świętować, zauważam kolejną zmarszczkę. I z przykrością zdaję sobie sprawę, że się starzeję. No to jakie to święto? Hmm… Najlepiej takie, kiedy nie trzeba się zbytnio wykosztowywać, żeby móc świętować. Z pewnością więc nie będzie to Boże Narodzenie, bo przecież prezenty kosztują masę! Nie będzie to też Wielkanoc, no bo jajka podrożały…
Moim ulubionym świętem jest Tłusty Czwartek! Dlaczego? Bo wtedy bez ograniczeń mogę wżerać pączki i faworki! Tylko w tym dniu nie mam wyrzutów sumienia. To święto, w którym na bok odchodzą wszelkie diety, noworoczne postanowienia i wyrzeczenia. Zapewne pomyślicie, że pączki przecież też kosztują. Nooo… niekoniecznie. Pomijam już fakt, że jeden pączek w supermarkecie to jakieś 70 gr. To wcale nie jest dużo. No ale druga i najważniejsza sprawa jest taka, że wtedy wszyscy chętnie częstują swoimi wypiekami. Rzadko kiedy piekę cokolwiek na Tłusty Czwartek, bo wiem, że w pracy będzie tego masa. Z racji tego, że u nas większość pracowników to kobiety, możecie sobie wyobrazić, ile różnych smakołyków ląduje na moim stoliku i ostatecznie w moim brzuszku. W zeszłym roku szefowa przyniosła caaaały karton pączków. A że większość koleżanek nie korzystało, bo miały swoje żarełko albo były na diecie, no to ja korzystałam podwójnie! A co mi tam! Jak już opędzlowałam pół kartonu od szefowej, zrobiłam rundkę po biurze i zebrałam jeszcze inne smakołyki – faworki, oponki, ciasteczka, bułeczki. Jak nie kochać tego święta? To nic, że pod koniec pracy ledwo się ruszałam. No ale grzech nie świętować, prawda? A po pracy jeszcze mała niespodzianka od Pana Kupy i kolejne pudełko pączków!!
No dobra… Trochę Wam nakłamałam. To, że wżeram pączki i faworki w dużych ilościach, to oczywiście prawda. Ale muszę się przyznać, że później mam ogromne wyrzuty sumienia. Tak ogromne, że przez kolejny miesiąc boję się stanąć na wagę. Tak ogromne, że przez kolejny miesiąc jem kostkę czekolady mniej. Nie zmienia to faktu, że cała czekolada bez jednej kostki to i tak dużo, ale kto by się tym przejmował, prawda? Zrzucę na siłowni! Na pewno. Choć znając życie, przez kolejny miesiąc się tam nie pojawię, bo przecież jak ja się tam pokażę taka gruba po tych wszystkich pączkach??
A Wy jesteście fanami pączków czy faworków? A może „donatów”?
Wasza Pani Kupa