Wiecie, jak to jest z nowymi technologiami. Obecnie są one nam prawie niezbędne, jednak trudno powiedzieć, że są niezawodne. Dajmy na to taki telefon. Możemy z niego dzwonić, pisać, oglądać śmieszne kotki na internetach czy robić „słit focie” w kibelku. Telefony zmieniają też nasze potrzeby. Dlaczego?
Kiedyś, gdy wybieraliśmy się na dłuższą wycieczkę, jedynym problemem było: „Kurczę, gdzie by tu zrobić siku?”. Współcześnie nasze problemy ograniczają się do: „Gdzie by tu naładować telefon?”. Oj tak, telefony lubią padać w najmniej odpowiednim momencie. Np. wtedy gdy pan Kupa wychodzi na piwo i próbuje się do niego dodzwonić. Albo gdy gubisz się w lesie i chcesz skorzystać z mapy… Zresztą, zaraz Wam o tym opowiem.
A jakie jest lekarstwo na nasze problemy z telefonami? Oczywiście powerbank! Niby niepozorne urządzenie, a tak wiele może. Zastanawialiście się w ogóle, kto wymyślił powerbank? Zawitał do nas stosunkowo niedawno, choć wymyślony był już wcześniej, ale o tym również za chwilę. Chcecie wiedzieć, co się wydarzyło w lesie?
***
Kilka lat temu pojechaliśmy na coroczną wycieczkę. Każdego roku wybieraliśmy jakieś inne miejsce – takie z nas obieżyświaty! Tym razem jednak zabłądziliśmy… Nie mieliśmy nawigacji. Kierowaliśmy się tylko znakami i wskazówkami okolicznych mieszkańców. Jednak tam, gdzie się wybieraliśmy, nie było ani jednego domu w promieniu kilku kilometrów. Myślę sobie: „Zaraz sprawdzę drogę na mapach w komórce”. A tu bach! Komórka padła. Pana Kupy niestety też już była na wyczerpaniu. Co tu zrobić, co tu zrobić? Powoli zaczynało robić się ciemno, a nie chcieliśmy błądzić po omacku. Zatrzymaliśmy się więc w lesie i postanowiliśmy, że spędzimy tu noc. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że nawet rano trudno będzie się stąd wydostać. Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy i w którą stronę się kierować. Jedynym wyjściem było naładowanie telefonu. Ale jak naładować telefon w lesie??
***
Rozpaliliśmy ognisko. Pan Kupa postanowił, że coś wymyśli, a ja postanowiłam, że się zdrzemnę. Tak też zrobiłam. Nie wiem, ile spałam. Obudził mnie jakiś ryk… W pierwszej chwili pomyślałam, że może jakieś dzikie zwierzęta atakują mego ukochanego. Ale te dzikie odgłosy wydobywały się o dziwo z paszczy mego lubego. Zwariował czy jak?
- Udało się, udało się! – krzyczał pan Kupa.
- Co się udało? Zrobić kupę?
- Nie kochanie! Naładowałem telefon!
Tak, udało się! Zastanawiałam się przypadkiem, czy mój mąż nie jest jakimś zasranym magikiem. Zaskakiwał mnie na każdym kroku. Potrafił zrobić coś z niczego. Tak było też tym razem. Nie wiem, jak konkretnie zrobił urządzenie, które naładowało nasze telefony. Znał się trochę na obwodach elektrycznych, a że miał baterie AA w zapasie, postanowił je wykorzystać. Roboczo nazwał to urządzenie „Ekstra moc”. Hu, hu, jak poetycko :D Tak czy siak, zostaliśmy uratowani! Nad ranem skorzystaliśmy z Google Maps i wróciliśmy do domu. Tak, tyle było emocji, że nie kontynuowaliśmy już wycieczki.
***
Niecały rok później, czyli w 2001, pan Kupa postanowił wysłać swoje nowatorskie urządzenie na Targi Elektroniki Konsumenckiej (CES) w Las Vegas. Nie dało się tego zrobić na odległość, więc wysłaliśmy jakiegoś studencika, który postanowił nazwać nasze cacko powerbankiem. Co prawda, wtedy jeszcze urządzenie nie miało takiego wzięcia. Ale w 2007 zaczęły wchodzić na rynek telefony bez opcji wymiany baterii. Nie ma wymiennych baterii, jest popyt na powerbanki. Ot co!