Mamy już połowę stycznia. U większości ludzi to miesiąc wielkich zmian. Niejeden z nas zgodnie z powiedzeniem „Nowy rok, nowy ja”, spisuje mega długie listy noworocznych postanowień. Zacznę biegać. Pójdę na siłownię. Rzucę słodycze. Przestanę palić. Będę więcej jeść. Będę jeść mniej. Nauczę się malować. Poprawię matematykę… A co jest później? Później zaczynają się wymówki. Również słynne: „Zacznę od jutra”. Bo nie mam czasu, ochoty, pieniędzy, siły. Serio myślicie, że jak spiszecie listę na 2 strony A4, to zmotywuje Was do działania? No nie sądzę. Nikt nie potrafi udźwignąć 20 rzeczy na raz, choćby się bardzo starał.
Sylwester... Jak co roku, pada to samo pytanie: „Spędzasz Sylwester z Jedynką czy z Polsatem?”. Nie lubię jednoznacznych rozwiązań. Zresztą, dobrze wiecie, że jestem strasznie niezdecydowana. Dla mnie pytanie, z jaką stacją „spędzam” Sylwestra nastręcza tyle samo trudności, co wybór między dwoma czarnymi sukienkami. Niby wybór jest prosty. Niby sukienki są prawie identyczne, a i tak zastanawiam się godzinę, czy może wybrać tę samą czarną, tylko centymetr dłuższą. I wiecie, jak się zwykle kończy? Kupuję obie. No i tak samo jest właśnie z Sylwestrem. Lubię sobie trochę poskakać i popodróżować. Najpierw Kraków. Yyy… nie lubię tego wykonawcy. No to lecimy do Warszawy, a potem jeszcze zahaczymy o Katowice. No chyba, że tym razem Wrocław?
Ale w ubiegłym roku Sylwester był bez jedynki. Dlaczego?
Jak ja uwielbiam tę przedświąteczną atmosferę. Zapach cynamonowych pierniczków, goździków, pomarańczy. Mimo że do świąt zostało jeszcze troszkę czasu, przygotowania idą pełną parą. Oczywiście pierwsze na mojej liście są prezenty. Bo wiecie, święta bez prezentów to żadne święta. I nie mówię tak, dlatego że lubię dostawać upominki. Ja po prostu uwielbiam je dawać. Uśmiech na twarzy moich bliskich jest dla mnie najlepszym prezentem. Pewnie zastanawiacie się, co tym razem wybrałam dla Pana Kupy i dzieciaczków?
Kiedy byłam mała, zawsze zastanawiałam się, skąd Mikołaj wie, o czym marzę. Jak każde małe dziecko, pisałam listy do św. Mikołaja. Oczywiście zaadresowane do Laponii. Miałam nadzieję, że wszystkie doszły, bo mamusia obiecała, że zaniesie je na pocztę. Hmm… dopiero po latach zrozumiałam, że nigdy tam nie trafiały.
Ludzie dzielą się na dwa typy: tych ułożonych, zawsze punktualnych i sumiennych oraz tych wiecznie spóźnialskich, roztrzepanych i zapominalskich. Ja oczywiście należę do tej drugiej grupy. Sytuacje, które mi się przydarzają (nagminnie) czasem są zabawne, czasem wręcz tragiczne. Ale zanim przejdę do meritum, przytoczę Wam kilka przykładów, a właściwie to jeden przykład, w którym zawarte jest combo moich wszystkich negatywnych cech.
Na ten dzień przygotowywałam się od dawna. Piątek, piąteczek, piątunio! Dzień, w którym spełniają się marzenia. Dzień, w którym sny stają się rzeczywistością. Jeśli wciąż nie wiecie, o czym mówię, to oczywiście mam na myśli Black Friday! Wydawałoby się, że do tego dnia nie trzeba się jakoś specjalnie przygotowywać. Idziesz do sklepu, kupujesz, co chcesz i wychodzisz. Też tak kiedyś myślałam i chyba się przeliczyłam.
Jojo – gadżet, który szczególnie kojarzy mi się z dzieciństwem. Można by powiedzieć: „Gimby nie znają”. Zabawka ta jest stara jak świat, a dawała zawsze tyle radości. Kto by pomyślał? Kawałek sznurka i szpulka, a można się tym było bawić godzinami. Jeśli posiadałeś jojo, byłeś na podwórku kimś. A jak umiałeś wykonywać te wszystkie triki i sztuczki, miałeś szacunek na całej dzielni. Moje jojo budziło ogólny podziw – było świecące! Ci, którzy nie mogli sobie pozwolić na nową zabawkę, podbierali ojcom szpulki po żyłkach wędkarskich i nawijali na nie sznurki. Ale to już nie to samo. Ale jak w ogóle powstało jojo?
Czasami bywają takie dni, że człowiek czuje, jakby zawisł gdzieś między rzeczywistością a zatraceniem. Jego umysł miota się między teraźniejszością, a tym co już się zdarzyło, co ma się zdarzyć i co powinno się udać, choć szanse na to są nikłe.
Skąd w ogóle wziął się Halloween? Otóż dokładna geneza tego święta nie jest znana. Istnieją różne poglądy na ten temat, a jeden z nich mówi, że Halloween pochodzi od święta Samhain. Ogólnie były to obchody z okazji końca jesieni i początku zimy. Niektórzy wierzyli, że w ten dzień zacierała się granica między światem ludzi żyjących a zaświatami. I podobno wtedy duchom łatwiej było przedostać się do naszego świata. Już sama ta geneza brzmi strasznie, prawda? Ale to dopiero początek…
Nasze wakacje z pewnością minęły pod znakiem ślubów. Trochę tego było. A to kuzynka Hela, a to Stasiek – kolega z pracy pana Kupy. A to szwagra siostry syn… Jednak najbardziej chyba zapamiętamy wesele mojego siostrzeńca. Zapewne każdy na pytanie: „Jak powinien wyglądać idealny ślub?” odpowiada podobnie. Wypasiona fura, którą młodzi podjadą pod kościół, przepiękna sukienka, muzyka, dużo wódki… No i fotograf też by się jakiś przydał, żeby uwiecznić tę najpiękniejszą uroczystość. Choć wiecie, ja za bardzo nie przepadam za zdjęciami. Zwykle wychodzę na nich grubo albo fotograf postanawia uwiecznić mnie w trakcie: a) kichania; b) jedzenia; c) ziewania; d) to chyba zostawię dla siebie… Tak czy siak, wesele mojego siostrzeńca miało być idealne. Wiecie, pierwszy taniec w obłokach dymu, fajerwerki i te sprawy. Jednak jednej rzeczy młodzi nie przewidzieli.
Tel: +48 531 731 317 | Email: sklep@pankupa.pl