Z czym kojarzą Wam się rodzinne imprezy? Bo mi z jednym wielkim koszmarem! Jak zwykle przychodzi teściowa i wtrąca mi się do garów. Jest też wujek Stasiek, który przez cały wieczór rzuca dowcipami, z których nikt się nie śmieje. A jak już się ktoś śmieje, to chyba tylko z uprzejmości. No i te rozmowy. Albo o polityce, albo o sporcie. Nuuudy! Od czasu do czasu zapadnie niezręczna cisza, więc wszyscy nagle udają, że jedzą. Podkreślam „udają”, bo ja się zawsze nagotuje jak głupia, a i tak połowa zostaje. Czy imprezy rodzinne zawsze muszą być tak nudne i sztywne? Okazuje się, że nie!
To były kolejne urodziny Pana Kupy. Jak zawsze, przygotowania trwały już od rana. Coś tam ugotować, upiec, posprzątać. Można by było powiedzieć, że dzień jak co dzień, ale ludzi trochę więcej. Bo jak Pan Kupa ma urodziny, to zlatuje się cała rodzina. I teściowa, i wujki, i ciotki, i bracia, i siostry… I szwagra siostry dzieci… Tak czy siak, na takich rodzinnych imprezach zawsze jest tak jakoś nieswojo i dziwnie. Niby dużo ludzi, więc powinno być zabawnie i w ogóle, ale jakoś zawsze tak wszyscy podchodzą do siebie, jakby się pierwszy raz widzieli… A Pan Kupa nie lubi drętwych imprez. Zawsze był duszą towarzystwa i zawsze potrafił jakoś rozkręcić całą rodzinkę. Tak było i tym razem.
Po jednej z rozmów na temat polityki zapadła niezręczna cisza. Ale to nie była taka cisza jak zawsze. Choć myślałam, że to właśnie ta chwila, w której ludzie zabierają się za szamanie, to wcale tak nie było. Goście wymieniali tylko wymowne spojrzenia, od czasu do czasu ktoś się uśmiechnął, ktoś odchrząknął, pociągnął nosem czy odkaszlnął. To była cisza, która doprowadza do szaleństwa. Tę ciszę na szczęście przerwał Pan Kupa.
- A może pogramy w bierki?
„E bierki, to takie staroświeckie”. „No co Ty, my przecież dorośli ludzie”. „Oszalałeś?”. Ale Pan Kupa nie oszalał. Goście nie wiedzieli, że to nie są zwykłe bierki. To bierki Pan Kupy, które mój mężulek oczywiście sam opatentował :D Gra z pozoru prosta. Mała miseczka, nitki makaronu, a na środku miniaturka Pana Kupy. Każdy musi wyciągnąć makaronik tak, by nie zrzucić Pana Kupy. A wiecie, jak się ma do czynienia z jubilatem, to jednak każdy stara się obchodzić z nim jak z jajkiem. Ostatecznie gra tak bardzo pochłonęła gości, że zamiast zwijać się do domu o 20.00 – jak zawsze – wszyscy poszli po 24.00. To była jedna z lepszych rodzinnych imprez, w jakich miałam okazję uczestniczyć. W końcu w każdym z nas tkwi takie małe dziecko, a mój mąż doskonale wie, jak je z nas wyciągnąć!
A o tym, że Pan Kupa umie rozkręcić każdą imprezę, przekonała się już Monika z bloga zawodkobieta.pl. Relację z wizyty Pana Kupy na urodzinach jej synka przeczytacie tu: http://zawodkobieta.pl/2018/04/urodziny-dziecka-zabawy-na-urodziny/.
A czy Wy też jesteście gotowi, by zaprosić Pana Kupę na imprezę? Na pewno tego nie pożałujecie!
Wasza Pani Kupa